Ostatni wpis w tym temacie z sierpnia 2019... kiedy to było

Wiele się od tamtego czasu zmieniło

Jaki był Anno Domini 2020 wszyscy wiemy, składak też odczuł skutki pandemii, zeszły rok był dla niego najgorszym sezonem z dotychczasowych

Nie znaczy to jednak, że nie jeździł zupełnie nic, coś tam pojeździłem na nim, no ale nie było nic co by zasłużyło na osobną pełną relację

Więc teraz wrzucę tylko kilka fotek z tych kilku zeszłorocznych wycieczek
Na początek majówka, którą przyszło mi spędzić w Wolnym Mieście Hamburgu
Wtedy panował prawdziszy lockdown niż obecnie, przemysł stanął, Włochy, wtedy przecież mój podstawowy kierunek, to całkiem się zamknęły, a pod plandeką nie było co wozić. Dlatego nawet się cieszyłem, że dostaliśmy z DAFikiem do ciągania cysternę spożywczą, lockdown czy nie lockdown, żreć ludzie zawsze będą chcieli
No ok, ale przecie ja tu bloga nie piszę, oto kilka fotek z Hamburga, pogoda niestety nie dopisała, w sumie głównie dlatego nie chciało mi się wtedy relacji pisać
Elbphilharmonie, obecnie chyba najbardziej charakterystyczny budynek w Hamburgu, budynek filharmonii, w środku też hotel i prywatne apartamenty, ale jest to też punkt orientacyjny dla statków

Wybudowany całkiem niedawno, budowa ukończona w 2016 roku. Przypominać ma żagiel
A to Kościół św. Mikołaja, przed wojną jeden z pięciu podstawowych kościołów Hamburga. Ale okazało się, że dobrze go z bombowców widać

Więc służył jako cel i punkt orientacyjny dla pilotów alianckich

Po wojnie postanowili go nie odbudowywać, został taki poobijany jako pamiątka ofiar wojny.
Powyżej pomnik ofiar moich relacji, miało być tylko kilka fotek
Ratusz, Niemcy nie byliby sobą, jakby paru barierek czy odgrodzeń nie postawili, wszystko trzeba poogradzać, na autostradach zwężki, na starych rynkach zwężki, sorry - taki mają klimat
Faktycznie widać je z daleka, nic tylko bombardować.
Widać Elbphilharmonie

No dobra, z Hamburga to byłoby tyle, planowałem i tak mniej
Potem nastąpiły małe zawirowania z robotą, w czerwcu postanowiłem się zwolnić i poszukać szczęścia gdzie indziej

Robotę znalazłem, ale przez jakiś czas nie woziłem rowerka ze sobą wcale. Ale potem przyszedł wrzesień, czyli miesiąc rywalizacji w ramach Rowerowej Stolicy Polski. Jak ktoś o tym nie słyszał o co chodzi, to chodzi generalnie o to, że kręcimy na rowerze kilometry dla swojego miasta, kilometry przeliczane są na punkty, a miasto które zbierze najwięcej punktów wygrywa

Ale są też nagrody indywidualne, ja postanowiłem przejechać dla Bydgoszczy co najmniej 300 km, żeby dostać bidon

No a że sporą część życia spędzam w trasie, na rower nie zawsze jest czas, mogłoby się nie udać tych 300 km przejechać tylko w czasie wolnym w Bydgoszczy, to składak powrócił na europejskie szlaki

Więc 5 i 6 września pierwsze kilometry ku chwale miasta Bydgoszczy pokonałem w okolicach Toul, we Francji

Od tej chwili też mam mapki, bo skądś muszą wiedzieć, ile tych kilometrów robiłem, żeby dać mi bidon
Tak więc wyglądał 5 września:
Przejechałem 40km, ale pogoda też raczej szaro-bura
Ale spoko, w Toul i tak niewiele do oglądania poza tą katedrą:
Pojechałem więc wzdłuż rzeki, poobcować trochę z naturą
Aż dotarłem do takiego ładnego cmentarza
Na tej fotce tego nie widać, ale cmentarz jest ogromny, jest to największy niemiecki(na terenie Francji, ale niemiecki) cmentarz wojskowy z II Wojny Światowej, znajduje się tutaj dokładnie 33085 grobów, głównie poległych od września 1944, jak Amerykanie tędy przeszli

Na nagrobkach sporo polskich nazwisk:
To już powrót na parking
Pierwszy dzień to by było na tyle, drugiego dnia, czyli 6 września, mapka wyglądała tak:
Ten sam zameczek co wczoraj, z innej perspektywy
Zameczek w Liverdun:
Widok z tegoż zameczku:
A celem tego dnia były Pompeje
Pompeje okazały się przereklamowane

Więc wróciłem na parking, tym sposobem zdobyłem dla Bydgoszczy pierwsze 90km

Ostatecznie we wrześniu przejechałem nie 300, a 503 km, dostałem dzięki temu bidon i dodatkowo komin
Takie o
No ale te pozostałe kilometry dokręciłem już pełnowymiarowym rowerem, w okolicach Bydgoszczy ofkors

Jednego dnia zrobiłem nawet 107km, pierwsza stówka od lat
Tak czy siak, na tym się zakończył sezon składaczkowy 2020, taki był skromny, że aż nic nie uznałem za warte opisywania na bieżąco

Pozostaje mieć nadzieję, że sezon 2021 i następne będą lepsze, chociaż w obecnej robocie kierunki wyjazdów znacznie mniej turystyczne, we Włoszech nie byłem już prawie rok
No ale skoro już o sezonie 2021 mowa, to skromnie, ale jednak dziś go zacząłem, to opiszę go dziś, a nie za rok

Weekend mi się trafił w Lubece. W Lubece rowerem już byłem, relacja jest na forum, może ktoś pamięta...?

Dlatego do miasta Lubeki nie jechałem, dziś postanowiłem obrać kierunek Travemunde, to takie Władysławowo, tylko że niemieckie
Zwyczajowa fotka przy tirku
I jedziemy
Z tym fotoradarem wiąże się ciekawa historia

Mianowicie kiedyś strzelił mi fotkę

Co było o tyle dziwne, że kiedyś trochę jeździłem do Skandynawii, pływałem właśnie promami z Travemunde do Trelleborga, bardzo dobrze ten fotoradar znałem, wiedziałem że tu jest, widać zamyśliłem się

Nie myślałem, że kiedyś będę obok niego rowerem
Jadę sobie dalej, aż tu nagle taka flaga powiewa
Chwila researchu, okazało się, że to flaga Lubeki
I jesteśmy już w Travemunde, samo miasteczko, cóż,
takiese. Nie różni się niczym od naszych nadmorskich miejscowości
Kiedyś opisywałem też w temacie motocyklowym podróż wzdłuż polskiego Wybrzeża śladem latarni morskich. Zdobyłem wtedy brązową odznakę miłośnika latarni morskich, jak odwiedzę jedną brakującą w Polsce, to dostanę odznakę srebrną, a jak dołożę do tego 3 latarnie zagraniczne, to wpadnie odznaka złota. Od czasu jak byłem rowerem w Anconie, gdzie była latarnia, a ja nie miałem ze sobą paszportu do zbierania pieczątek w latarniach, to teraz paszport mam zawsze ze sobą, w portfelu. No i patrzę, stoi latarnia
Wyciągam więc paszport
I znów się nie udało
Składak plażowicz
Nie ma plażowania za darmo
Wbudowane parawany
I to w zasadzie tyle, wycieczka naprawdę skromna

Jeszcze tylko zwyczajowa fotka licznika, do której przyzwyczaiłem Was w poprzednich relacjach
Upssss... wrócę do domu, to się okaże, czy tylko zapomniałem go zabrać, czy też zgubiłem

Całe szczęście, włączyłem aplikację
38,37 km więc