Aerowatch Heritage Slim Automatic 67975 AA02 (data test 06.2016)
Na naszym portalu ostatniego czasu przeważają recenzje zegarków sportowych o mocno wyrazistym i zdefiniowanym designie. Spoglądając w kalendarz oraz na panującą za oknem aurę sytuacji tej nie ma się specjalnie co dziwić. Zresztą nie oszukujmy się, o takich zegarkach pisze się również stanowczo łatwiej, gdyż to właśnie ich nieraz kontrowersyjna stylistyka sama zachęca do odrobiny polemiki. Nie oznacza to jednak, że zegarki klasyczne traktowane są przez nas po macoszemu. Nie da się ukryć, że to one nadal stanowią trzon sprzedaży i to właśnie w ich stronę spogląda na początku swojej tykającej przygody większość zegarkowych laików. Zresztą, większość z nas w pewnym etapie swojego życia poszukuje prawdziwego, eleganckiego klasyka, który sprosta oficjalnym wyzwaniom i nada się na specjalne okazje. Takiego modelu nie może również zabraknąć w żadnym zbiorze szanowanego kolekcjonera.
Kiedy więc do naszej redakcji dotarł na testy jeden z zegarków z linii Heritage Slim szwajcarskiej marki Aerowatch, dość szybko zgłosiłem się na ochotnika do przeprowadzenia testów. Muszę się przyznać, że już pierwszy rzut oka spowodował, że miałem ochotę zapoznać się z tym modelem nieco bliżej. Jego klasyczna stylistyka na myśl od razu przywiodła mi klasyczną sztukę zegarmistrzowską z lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych ubiegłego stulecia i stanowiła miłą odmianę w stosunku do ostatnio opisywanych przeze mnie zegarków. Owe historyczne nawiązania czuć również już podczas pierwszej przymiarki, gdzie klasyczny rozmiar koperty, choć i tak dopasowany do dzisiejszych standardów, mocno odbiega od tego co ostatnio gościło na moim nadgarstku. Przyjrzyjmy się więc, co tak mocno uwiodło moje zmysły.
Cały klucz do sukcesu testowanego modelu zaszyty jest już oczywiście w nazwie linii. Parafrazując reklamę telewizyjną jednego z banków - jedno słowo, a tak wiele zmienia. Mowa oczywiście o użytym przymiotniku „slim”. To właśnie wysokość czy też raczej grubość koperty paradoksalnie tworzy cały ten projekt. Niespełna centymetr i to w przypadku zastosowania wypukłego, szafirowego szkła oraz mechanizmu z automatycznym naciągiem musi w końcu robić wrażenie i uwierzcie mi – robi! Pierwsza przymiarka spowodowała, że pomimo iż mój ówczesny ubiór nie bardzo pasował do tego klasycznego modelu, długo nie miałem ochoty zdjąć go z ręki. Spoglądając na suche liczby charakteryzujące kopertę tego efektu nie da się oddać. Bo czy 40mm średnicy czy też 45mm od ucha do ucha jest czymś szczególnym? Zapewne nie, ale w połączeniu ich ze słowem slim robi stanowczą różnicę.
Poza tym w całości polerowana koperta wykonana jest na bardzo wysokim poziomie. Klasyczne, krótkie i smukłe uszy dobrze wpisują się w projekt, podobnie zresztą jak i zamontowana niewielka koronka. Jej rozmiar w żaden jednak sposób nie odbił się na jej komforcie użytkowania, a przyznać się muszę, że wzbudzało to początkowo moje obawy. Co zaskakujące, producent przy swoim minimalizmie posunął się tak daleko, że zabrakło na niej nawet jego loga, a szkoda bo przez jego brak jest jednak ona dla mnie zbyt sterylna.
Tarcza testowanego modelu może stanowić niemal wzór klasycznego designu. To, co widzimy przez lekko sferyczne szkło, pomimo panującego tu minimalizmu, potrafi jednak mocno zaskoczyć. Antracytowa barwa, której kolor wspomagany jest poprzez zastosowany szlif słoneczny, w połączeniu z akcentami z różowego złota wykonanymi w technologii PVD stwarza niezwykłe wrażenie elegancji. Efekt na pewno wart jest zobaczenia na żywo, bo mój dotychczasowy lider w postaci antracytowej limitowanej edycji DS-1 w zestawieniu z tym modelem Aerowatch’a wygląda jak daleki, biedny kuzyn. Minimalizm możemy dostrzec niemal w każdym jej szczególe. Tyczy się to zarówno prostych wskazówek, przestrzennych, nakładanych indeksów czy też delikatnej ramki datownika. Co prawda niewielka wysokość odbiła się na braku wskazówki sekundowej, choć moim zdaniem jest to koszt, który w przypadku tego modelu wart był poniesienia. Taki projekt nie może się nie podobać i naprawdę trzeba się mocno starać aby móc do czegokolwiek się przyczepić.
W minimalistycznych uszkach znalazł się idealnie dobrany do kolorystyki testowanego modelu, grafitowy, lekko zwężany, skórzany pasek przeszyty szarą nicią. Zastosowana na nim faktura krokodyla, jak zawsze w przypadku eleganckich zegarków, sprawdza się wyśmienicie. Początkowa lekka jej sztywność dość szybko ustąpiła i w połączeniu z podwójnym zapięciem motylkowym zapewniała całkiem niezły komfort codziennego użytkowania. Pomimo, że ów zestaw wygląda bardzo poprawnie, to muszę przyznać, że tak cienka koperta mnie osobiście zachęcałaby do odrobiny eksperymentów. Kto wie czy w połączeniu z jakąś czarną płaszczką albo gładką skórą zestaw ten nie prezentowałby się jeszcze ciekawiej? Zadanie to, za sprawą nietypowego, 21mm rozmiaru, może nie okazać się tak łatwe do zrealizowania.
Cała misterność w stworzeniu super płaskiego zegarka zawsze determinowana jest przez jego serce. Co więc w przypadku tego szwajcarskiego producenta było kluczem do sukcesu? Odpowiedź znajdziemy spoglądając poprzez szklany dekielek, który został zamontowany za pomocą 6 śrubek. W środku tego modelu znalazła się szwajcarska konstrukcja wyposażona w naciąg automatyczny o symbolu SW300 produkcji Sellita. Dodatkowo, aby jeszcze odchudzić tą i tak dość kompaktową konstrukcję, producent pokusił się o demontaż wskazówki sekundowej zyskując dzięki temu kilka jakże cennych milimetrów. Poza tą zmianą oraz lekkim przyozdobieniem mechanizmu, parametry pracy są tożsame z danymi producenta czy też mechanizmem wzorcowym jakim jest konstrukcja Ety o symbolu 2892. Co warto zauważyć, to że często przytaczana jako podstawowy parametr pracy zegarka częstotliwość wahnięć balansu w przypadku zastosowanej zmiany konstrukcyjnej nie ma większego znaczenia. Brak wskazówki sekundowej nie pozwoli nam bowiem docenić wynikającej z tego płynności jej ruchu.
Cena jaką przyjdzie nam zapłacić chcąc się stać posiadaczem testowanego modelu przekracza kwotę sześciu tysięcy złotych. Trzeba przyznać, że spoglądając przez pryzmat jego konkurencji wbrew pozorom wydaje się ona całkiem sensownie skalkulowana. Solidna, szwajcarska marka, która jest gwarantem dobrego wykonania zegarka, a przy tym zastosowany mechanizm oraz cienka koperta, to bezapelacyjnie mocne atuty tego produktu. Jeżeli dodamy do tego dystyngowany design oraz niemal brak wad, to szukając atrakcyjnego, niezbyt popularnego na naszym rynku zegarka, warto rozważyć propozycję od tego producenta. Na koniec wypada jeszcze zaznaczyć, że to właśnie te klasyczne i stonowane zegarki, których stylistyka na pierwszy rzut oka może wydać nam się nudna, zostają z nami najdłużej stanowiąc trzon naszej kolekcji – a mówię to również z własnego, kilkuletniego doświadczenia. Warto więc dokładnie przemyśleć zakup prawdziwego eleganta, którego ponadczasowa elegancja zawsze będzie modna!
Pies czy kot?: pies Pomógł: 8 razy Wiek: 59 Dołączył: 21 Mar 2011 Posty: 383 Skąd: Gdynia
#5 Wysłany: 2016-08-22, 12:00
Recenzja spoko. Zegarek i owszem, ciekawy. Ale cena z bani. Aerowatch to nie top of the top. Taki na przykład Hamilton Intra Matic z ETA 2892-2, też z wypukłym szafirem i też bez sekundnika to mniej niz połowa ceny opisywanego zegara. No i logo na tarczy tak po oczach nie wali
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach