Panujący ostatnio w moim życiu chaos chcąc nie chcąc przekłada się również i na mojego bloga. Duże przerwy w publikowaniu recenzji oraz brak panującej chronologii nietrudno jest bowiem chyba zauważyć. Niestety, w życiu już tak czasem bywa, że jedna dziedzina zaczyna przeważać i przyćmiewać pozostałe a w moim przypadku jest nią po prostu praca. Wspomniany więc chaos to może dość niefortunnie dobrane słowo, bo narzekać nie specjalnie jest chyba na co (choć to nasza narodowa cecha), szczególnie że jej ilości sam sobie jestem winien. W konsekwencji niestety przede wszystkim ucierpiało na tym moje zegarkowe hobby a co za tym idzie również i blog. Oczywiście, nie wyobrażam sobie sytuacji, że ktoś kto raz wsiąknął w ten tykający świat jest w stanie z niego tak łatwo zrezygnować. Tak przynajmniej jest w moim przypadku i pomimo notorycznego braku czasu zawsze znajduję te kilka chwil w ciągu codziennej gonitwy aby zajrzeć na fora czy grupy z zegarkami związane czego efektem ubocznym jest ciągła niewielka rotacja w mojej skromnej kolekcji.
Tym razem podczas jednej z wielu dyskusji na forum CW o planach zakupowych na rok bieżący wspomniałem o zegarku, który na mojej liście życzeń znajdował się nieprzerwanie od czasu swojej premiery, czyli aż od 2013 roku. Przez ten szmat czasu podjąłem już nawet raz próbę jego zakupu – choć wówczas jak widać nieskuteczną. Wybrana wersja kolorystyczna w zaprzyjaźnionym sklepie była już niedostępna a drastycznie niska limitacja wynosząca jedynie 188 sztuk nie ułatwiała mi tego zadania. Podobnie jednak jak to miałem miejsce w przypadku opisywanej niedawno Alpiny i tym razem pomimo czterech lat obecności tego modelu na rynku i po raz kolejny już dzięki pomocy kolegi z forum udało mi się odnaleźć sklep gdzie ów model był nadal dostępny. Tak właśnie po wymianie mailowej ze sklepem „zegarki diament” (dziękuję za miłą i sprawną obsługę) do mojej kolekcji zawitał dość rzadko spotykany na forach zegarek firmy Atlantic, a dokładnie jubileuszowy model wyprodukowany z okazji 125-lecia marki.
Na początku wypada również powiedzieć kilka słów o samej marce Atlantic, która posiada dość burzliwą przeszłość i to zabarwioną mocnym polskim akcentem. Jej historia według strony producenta sięga jeszcze roku 1888, do którego to zresztą w swojej nazwie odwołuje się opisywany model z serii Worldmaster. Warto jednak zaznaczyć, że sama nazwa marki Atlantic pierwszy raz pojawiła się dopiero w roku 1932. Przez lata swojej świetlności firma miała swoje momenty chwały kiedy to jako jedna z pierwszych wprowadziła na rynek zegarki z zadeklarowaną klasą wodoodporności czy też opracowała znany nam wszystkim system szybkiej zmiany daty obsługiwany za pomocą koronki. W późniejszych latach jej głównym rynkiem zbytu stała się Europa środkowo-wschodnia gdzie nadal cieszy się sporą popularnością. Jako ciekawostkę należy przytoczyć fakt, że aktualnym właścicielem marki jest polska grupa Zibi, która to także na nowo przywraca firmie Atlantic jej dawny blask.
Przejdźmy w końcu do bohatera wpisu jakim jest limitowany model z serii Worldmaster 1888 „Lusso” o symbolu 52950.41.45R i tym razem wbrew zasadom savoir vivre zacznijmy nietypowo od pieniędzy. Zegarek ten udało mi się zakupić za kwotę nieprzekraczającą pułapu trzech tysięcy złotych, więc nie specjalnie mało. Na pierwszy rzut oka nie brzmi może to zbyt atrakcyjnie, spoglądając jednak przez pryzmat konkurencji wydaje się być ona skalkulowana na dość rozsądnym poziomie. Młodsze firmy, a co za tym idzie i dużo mniej rozpoznawalne takiej choćby jak Steinhart czy Kemmner, które oferują zegarki o podobnej stylistyce również wyposażone w mechanizmy z serii Unitas życzą sobie za nie niewiele mniej. Bezpośredni konkurent jakim niewątpliwie może być model 1936 od Tissota to już wydatek przekraczający pułap trzech i pół tysiąca złotych. Po choćby tych przytoczonych na szybko przykładach doskonale widać, że marketingowcy Atlantica dobrze odrobili swoje zadanie domowe i cenę spozycjonowali odpowiednio do rynkowej konkurencji.
To czego nie można odmówić producentowi to fakt, że doskonale wie on jak zadbać o prawidłową otoczkę towarzyszącą nam podczas zakupu. Wraz z zegarkiem otrzymałem niemałą wyprawkę w postaci siateczki z logiem Atlantica, katalogu z historią marki oraz przede wszystkim bardzo ładnie prezentującego się czarnego, wykończonego na wysoki połysk drewnianego pudełka. W środku oczywiście nie mogło zabraknąć emblematu informującego nas o tym, że mamy do czynienia z edycją limitowaną, międzynarodowej karty gwarancyjnej oraz nieśmiertelnej już przywieszki.
Wiadomo jednak, że otoczka jest jedynie miłym dodatkiem a zegarek musi obronić się sam. Kupując coś dla siebie za ciężko zarobione pieniądze mało prawdopodobnym jest fakt aby się nam to nie podobało. Starając się jednak zachować odrobinę obiektywizmu ciężko jest mu odmówić klasycznej, ponadczasowej elegancji. Zegarki o takiej stylistyce w moim odczuciu zawsze będą modne i będą się równie dobrze prezentowały. Jednocześnie w żadnym wypadku nie jest to projekt nudny. Specyficzna kolorystyka i nietuzinkowe wstawki takie jak znajdujący się z boku koperty emblemat z numerem limitacji nadają mu wyjątkowego charakteru. Sama koperta o niemałych jak na eleganta wymiarach wynoszących odpowiednio: 44mm średnicy, 12mm wysokości oraz 51mm od ucha do ucha również sprawia bardzo pozytywne wrażenie. Tych cyfr nie należy się jednak w żadnym wypadku obawiać, bo jej wykończenie na wysoki połysk oraz świetny profil dość skutecznie maskują je na ręku.
Przez lekko wypukłe, szafirowe szkło, na którym znalazła się od wewnętrznej strony warstwa antyrefleksyjna podziwiać możemy tarczę modelu Lusso, a to ona tak naprawdę stanowi o sile tego projektu. Specyficzna kolorystyka szarej czy też może bardziej antracytowej centralnej części tarczy tworzy bardzo ciekawy kontrast ze srebrno białą subtarczką małej sekundy. Ten zabieg kolorystyczny został powtórzony również na wewnętrznym ringu oraz opasce ze skalą sekundową. Całość dopełniają złote akcenty w postaci nakładanych indeksów, subtelnych wskazówek, rantu małej sekundy, nadruku na wewnętrznym ringu oraz logu marki Atlantic. Połączenie tych trzech kolorów w moim odczuciu wygląda naprawdę bardzo elegancko i stylowo nadając przy tym lekkiego pazura.
Wygląd tarczy zdeterminowany został przez zastosowany klasyczny już mechanizm jakim niewątpliwie jest Unitas z serii 6497. Pomimo, że producent nie pokusił się aby ozdobić go w jakikolwiek sposób, to i tak za sprawą przeszklonego dekla umożliwił nam podgląd pracy tej historycznej już konstrukcji. Moim zdaniem nie było to zbyt trafne posunięcie, bo widok zaliczyć należ raczej do tych siermiężnych. Przede wszystkim jednak to co się liczy w przypadku mechanizmu Unitasa to jego prostota a co za tym idzie, długowieczność oraz niepowtarzalny dźwięk. Oparta o 17 kamieni konstrukcja, o dość niewygórowanej częstotliwości pracy wynoszącej 19800 wahnięć na godzinę jest dla mnie kwintesencją zegarmistrzostwa. Jej codzienne nakręcanie stanowi miły rytuał, który wspomagany jest poprzez zastosowaną w tym projekcie wygodną sygnowaną koronkę, a słuchanie głośnego cykania jego pracy potrafi sprawić wiele radości. Rezerwa chodu także nie rozczarowuje i bezproblemowo zbliża się do 50 godzin pracy.
Brązowy skórzany pasek z widoczną fakturą, który znalazł się w 22 milimetrowych uszach początkowo nie zyskał mojej wielkiej sympatii. Pomimo dobrego wyprofilowania, spora grubość odbiła się negatywnie na jego sztywności. Dłuższe użytkowanie niewiele niestety w tej kwestii zmieniło. Dodatkowo w odbiorze całości nie pomaga również zastosowane polerowane, sygnowane zapięcie motylkowe, które w przeciwieństwie do najczęściej spotykanego rozwiązanie opartego o przyciski działa tu na wcisk. Pomimo tych wad należy podkreślić, że zastosowany pasek pasuje do całości projektu i w najbliższym czasie w mojej kolekcji „Lusso” w tej konfiguracji pozostanie.
Czas w końcu powiedzieć jak zegarek ten sprawuje się w codziennym użytkowaniu – a pomimo sporych rozmiarów należy powiedzieć, że sprawdza się znakomicie. Odpowiednie kształty jego koperty sprawiają, że bez większych problemów można go schować pod mankietem koszuli, co w przypadku mojego Steinharta Marine II nie jest już tak oczywiste. Dodatkowo, niespotykana kolorystyka nadaje mu ciekawego, półformalnego charakteru, przez co zegar prezentuje się równie dobrze w towarzystwie mankietu koszuli co i przy krótkim rękawku t-shirta. Szafirowe szkło, świetny mechanizm i niebanalna stylistyka to definitywnie mocne strony tego modelu. Wady? Oczywiście, zawsze można się czegoś doczepić, bo nigdy nie byłem specjalnym fanem zapinek motylkowych bez dedykowanych przycisków a i lekkie zdobienia na zastosowanym mechanizmie również by tu nie zaszkodziły. Czy są one istotne? Pasek i klamrę zawsze można wymienić a na mechanizm i tak zaglądamy sporadycznie co chyba całkowicie wystarczy za odpowiedź na to pytanie.
Podsumowując już warto jeszcze raz podkreślić, że marka ta znana jest głównie na rynkach Europy środkowowschodniej. Na zagranicznych forach ich produkty są nieczęsto spotykane a szkoda, bo jakością w żaden sposób nie odbiegają od popularnych marek z grupy swatch takich jak Tissot czy Certina. Dodatkowo w rocznikach starszej daty, pamiętających jeszcze poprzedni ustrój polityczny (choć kto wie czy za chwilę on do nas nie powróci) marka ta odgrywa również wyjątkową rolę i nieraz budzi spory sentyment. W tamtych czasach był to jeden z nielicznych zachodnich zegarków, które można było bez problemu u nas w kraju zakupić, choć wówczas za nieporównywalnie większe pieniądze. To co osobiście na mnie robi jeszcze wrażenie, to fakt, że Atlantic ma mocno zakorzenioną własną tożsamość. W ich produktach a szczególnie właśnie w linii Worldmaster nie trudno jest bowiem doszukać się charakterystycznych dla nich motywów czy cech – a to spory plus. Czy zakup i użytkowanie „Lusso” spowodowało, że w mojej kolekcji znajdzie się jeszcze jeden zegarek z logo tej marki? To zweryfikuje czas. Choć przyznam się przed wami również, że rodzi się w mojej głowie pomysł uzupełnienia mojej skromnej kolekcji o jeszcze jeden zegarek z ręcznym naciągiem, przykładowo wyposażony w mechanizm 2804 - a tych w ofercie tej właśnie marki nie brakuje,
Pies czy kot?: pies Pomógł: 76 razy Wiek: 64 Dołączył: 03 Paź 2013 Posty: 19126 Skąd: TST
#2 Wysłany: 2017-09-10, 16:42
Ciekawe, już dawno nie było Twojej recki
Zegarek przyjemny, nawet z odpowiednią dawką literatury na tarczy
Tylko tabliczkę z numerem na boku koperty mogli sobie darować a numer wybić normalnie, na spodzie.
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach